Moim zdaniem, zastąpienie pierwotnego projektu Regionalnych Kas Chorych poprzez utworzenie scentralizowanego tworu, jakim jest NFZ było jedną, wielką pomyłką. I autorzy tego pomysłu już nigdy nie będą się cieszyć moją sympatią.
Wprawdzie działalność tej instytucji obserwuję tylko z pozycji pacjenta, ale kiedy słyszę o limitach, o nadwykonaniach, to mi się nóż w kieszeni otwiera. Bo czy dany szpital bądź przychodnia wykonuje więcej zabiegów, niż wymaga tego w danym momencie miejscowe środowisko? Co czuje pacjent, kiedy w drugiej połowie roku, a zwłaszcza w ostatnim kwartale, kiedy chcąc zapisać się na określone badanie, słyszy, że zapisy są dopiero na przyszły rok? A to i tak jest ten "lepszy" wariant, bo co mają powiedzieć ci, którzy mają przed sobą kilka lat czekania? Ech...
Ale przechodząc do sytuacji bardziej przyziemnych i codziennych załatwianych przez tę instytucję, a tym samym, zdawałoby się prostszych - czy rzeczywiście są one takie łatwe?
Wprawdzie działalność tej instytucji obserwuję tylko z pozycji pacjenta, ale kiedy słyszę o limitach, o nadwykonaniach, to mi się nóż w kieszeni otwiera. Bo czy dany szpital bądź przychodnia wykonuje więcej zabiegów, niż wymaga tego w danym momencie miejscowe środowisko? Co czuje pacjent, kiedy w drugiej połowie roku, a zwłaszcza w ostatnim kwartale, kiedy chcąc zapisać się na określone badanie, słyszy, że zapisy są dopiero na przyszły rok? A to i tak jest ten "lepszy" wariant, bo co mają powiedzieć ci, którzy mają przed sobą kilka lat czekania? Ech...
Ale przechodząc do sytuacji bardziej przyziemnych i codziennych załatwianych przez tę instytucję, a tym samym, zdawałoby się prostszych - czy rzeczywiście są one takie łatwe?
Chociażby takie buty ortopedyczne. Kiedyś była prosta zasada - jedna para "przysługiwała" uprawnionej osobie w każdym roku kalendarzowym. Pacjent, po zgłoszeniu się do przychodni specjalistycznej, jako już "stały klient" otrzymywał w rejestracji swój numer i po pewnym czasie był powiadamiany o terminie posiedzenia Komisji i pobrania miary, aby wykonane obuwie było dobrze dopasowane i jak najlepiej spełniało swoją rolę. Po upływie kilku tygodni odbierał gotowy produkt. W następnym roku ponownie przyjeżdżało się do rejestracji, otrzymywało numer i... cały cykl się powtarzał.
Jedyną kwestią do rozstrzygnięcia było to, że zawsze musiałem wybierać, na jaki kolor się decyduję, a także, czy chcę buty ocieplane (zimowe), czy letnie. Tak, że w praktyce, użytkowanie danej pary, ograniczało się i tak maksymalnie do 4-5 miesięcy w roku.
Jedyną kwestią do rozstrzygnięcia było to, że zawsze musiałem wybierać, na jaki kolor się decyduję, a także, czy chcę buty ocieplane (zimowe), czy letnie. Tak, że w praktyce, użytkowanie danej pary, ograniczało się i tak maksymalnie do 4-5 miesięcy w roku.
Cała kartoteka obejmująca dany rejon, znajdowała się w jednym miejscu (dzisiaj prawdopodobnie byłaby to komputerowa baza danych), więc nic nie odbywało się poza kontrtolą.
Natomiast aktualnie - lekarz ortopeda (najczęściej trumatolog), w każdym roku musi wypełnić skierowanie, pomimo tego, że zawsze zaznacza na nim, czy schorzenie jest trwałe, czy czasowe. I nawet jeśli jest trwałe, i nie ma szans na poprawę, to musi to robić to za każdym razem, corocznie, mimo, że wie, iż stan pacjenta nie ulegnie zmianie, czyli się już nie poprawi. Po co? Czy to jest logiczne?
Chociaż obowiązujący niegdyś system, który można nazwać "rok do roku" miał swój sens bo jeśli pacjent nie zdążył odebrać obuwia, to najczęściej działo się to z jego winy; przeważnie dlatego, że za późno się zarejestrował. Mi też się zdarzało, że realizowałem zamówienie na początku kolejnego roku. Ale przyznaję, że wynikało to z mojego gapiostwa. Ale następnym razem - nauczony doświadczeniem - rejestrowałem się w miarę wcześnie.
Ponieważ ten system był w miarę prosty i raczej sprawiedliwy, to oczywiście trzeba go było skomplikować.
Aktualnie "Zlecenie na zaopatrzenie w wyroby medyczne będące przedmiotami ortopedycznymi i środki pomocnicze (z wyłączeniem środków pomocniczych przysługujących comiesięcznie)" jest ważne, nie w rok po złożeniu poprzedniego skierowania, ale później - dopiero po upływie 12 m-cy od odebrania obuwia. Czyli czas realizacji jest wydłużony o kilka tygodni, które upłyną od momentu poświadczenia tego zlecenia do odebrania gotowych butów.
Pomijam taki drobiazg, że może się zdarzyć jakiś wypadek losowy, choroba, które dodatkowo opóźnią odebranie sprzętu przez klienta. Czy wtedy kolejny rok będzie liczył się od chwili, gdy towar był gotowy do odebrania? Oczywiście nie. Zawsze będzie to dzień realizacji. Nie ukrywam, że mi również zdarzało się zachorować, co przeciągało czas odbioru - a tym samym także możliwość przedłożenia następnego zlecenia, o czas tej choroby Czyli kolejne tygodnie.
Dodatkowo mogę wspomnieć, że jeszcze nie tak dawno, składany w NFZ dokument do poświadczenia, ważny był 3 miesiące od daty wystawienia. Dzisiaj jest to miesiąc. Widocznie przez ten dłuższy czas, stan pacjenta ulegał takiej poprawie, że wielokroć udawał się po sprzęt, którego już nie powinien otrzymać. Bo jak to inaczej wytłumaczyć?
Przedstawiłem tu tylko jeden drobny przykład działania tej instytucji. Scentralizowanej czapy, która rozrosła się do wielkich rozmiarów. A i jej działalność nie jest przecież charytatywna. Płacimy za nią wszyscy.
Myślałem o tym, jak mógłbym optymistycznie zakończyć ten wpis. Ale nic mi nie przychodzi do głowy.
Wobec powyższego, życzę wszystkim dużo zdrowia. Żeby Wasze kontakty z tym molochem były jak najrzadsze.
Życzę samych zdrowych dni! Z codziennym, szerokim uśmiechem na twarzy. :)
Natomiast aktualnie - lekarz ortopeda (najczęściej trumatolog), w każdym roku musi wypełnić skierowanie, pomimo tego, że zawsze zaznacza na nim, czy schorzenie jest trwałe, czy czasowe. I nawet jeśli jest trwałe, i nie ma szans na poprawę, to musi to robić to za każdym razem, corocznie, mimo, że wie, iż stan pacjenta nie ulegnie zmianie, czyli się już nie poprawi. Po co? Czy to jest logiczne?
Chociaż obowiązujący niegdyś system, który można nazwać "rok do roku" miał swój sens bo jeśli pacjent nie zdążył odebrać obuwia, to najczęściej działo się to z jego winy; przeważnie dlatego, że za późno się zarejestrował. Mi też się zdarzało, że realizowałem zamówienie na początku kolejnego roku. Ale przyznaję, że wynikało to z mojego gapiostwa. Ale następnym razem - nauczony doświadczeniem - rejestrowałem się w miarę wcześnie.
Ponieważ ten system był w miarę prosty i raczej sprawiedliwy, to oczywiście trzeba go było skomplikować.
Aktualnie "Zlecenie na zaopatrzenie w wyroby medyczne będące przedmiotami ortopedycznymi i środki pomocnicze (z wyłączeniem środków pomocniczych przysługujących comiesięcznie)" jest ważne, nie w rok po złożeniu poprzedniego skierowania, ale później - dopiero po upływie 12 m-cy od odebrania obuwia. Czyli czas realizacji jest wydłużony o kilka tygodni, które upłyną od momentu poświadczenia tego zlecenia do odebrania gotowych butów.
Pomijam taki drobiazg, że może się zdarzyć jakiś wypadek losowy, choroba, które dodatkowo opóźnią odebranie sprzętu przez klienta. Czy wtedy kolejny rok będzie liczył się od chwili, gdy towar był gotowy do odebrania? Oczywiście nie. Zawsze będzie to dzień realizacji. Nie ukrywam, że mi również zdarzało się zachorować, co przeciągało czas odbioru - a tym samym także możliwość przedłożenia następnego zlecenia, o czas tej choroby Czyli kolejne tygodnie.
Dodatkowo mogę wspomnieć, że jeszcze nie tak dawno, składany w NFZ dokument do poświadczenia, ważny był 3 miesiące od daty wystawienia. Dzisiaj jest to miesiąc. Widocznie przez ten dłuższy czas, stan pacjenta ulegał takiej poprawie, że wielokroć udawał się po sprzęt, którego już nie powinien otrzymać. Bo jak to inaczej wytłumaczyć?
Przedstawiłem tu tylko jeden drobny przykład działania tej instytucji. Scentralizowanej czapy, która rozrosła się do wielkich rozmiarów. A i jej działalność nie jest przecież charytatywna. Płacimy za nią wszyscy.
Myślałem o tym, jak mógłbym optymistycznie zakończyć ten wpis. Ale nic mi nie przychodzi do głowy.
Wobec powyższego, życzę wszystkim dużo zdrowia. Żeby Wasze kontakty z tym molochem były jak najrzadsze.
Życzę samych zdrowych dni! Z codziennym, szerokim uśmiechem na twarzy. :)
Przerażająca jest biurokracja w tej "instytucji" :( Współczuję Ci.
OdpowiedzUsuńAle z drugiej strony mając na uwadze "przedsiębiorczość Polaków, coraz mniej się dziwię pewnym barierom. Vide: ostatnia afera z fałszywymi honorowymi dawcami krwi, co to za darmo jeździli komunikacją miejską.
pozdrawiam
kizia
Częściowo masz rację, ale nie przekonuje mnie to, że istnienie NFZ ma sens. Prawdopodobnie KCh (jeśli natrafiłyby na taką aferę), też by sobie z nią poradziła. A może nie byłoby tej sytuacji? Bo NFZ, mimo bardzo zbiurokratyzowanej struktury, ma jednak sporo dziur. Jak wszystko zarządzane centralnie ;)
UsuńPzdr.
I znowu napiszę - słyszy się, że NFZ to...tamto...i idzie się dalej....Dopiero kiedy dotyczy bezpośrednio NAS zaczyna nas właśnie trafiać i ogarniać bezsilność, niemoc. Kto ma sporo samozaparcia i sił pokona przeciwności (czytaj procedury!) , kto tych cech nie posiada, albo nie ma zdrowia podda się, bo nie da rady.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i podobnie, jak Autor, życzę zdrowia ( sobie też).
zk
Dziękuję za pozdrowienia i oczywiście życzę Zdrowia. Też pozdrawiam :)
Usuń