Czasem myślę o tym, jak duże znaczenie w życiu człowieka, ma jego nastawienie do otaczającej go rzeczywistości.
I nie tyle chodzi mi o różne "definicje" optymisty i pesymisty, od których aż roi się w necie (chociażby, że pesymista widzi szklankę od połowy pustą, optymista - do połowy pełną), ale o to, jak patrzymy na drugiego człowieka, jak widzimy siebie wśród innych ludzi. A tym samym - jak spostrzegamy tych, którzy nas otaczają, jaki mamy do nich stosunek.
Bo - sądzę, że nie tylko ja to zauważam - jeżeli mijamy ludzi mając pogodny wyraz twarzy, "okraszony" uśmiechem, to odwzajemniają nam się tym samym.
I oczywiście nie mam na myśli spojrzenia, które mogłoby świadczyć, że się np. z kogoś podśmiewamy, bo w tym wypadku nasza "mowa" niewerbalna jest dla innych bardzo czytelna i nie usposabia ich do nas zbyt dobrze (łagodnie mówiąc).
Mimo, że czasem nie zdajemy sobie z tego sprawy, to przecież nasz wyraz twarzy, jest bardzo bogatym przekazem dla otaczających nas ludzi. Nie jest prawdą, że nie ma to wpływu na to, jak odczytują nas ci, których mamy wokół siebie.
Nie jest czymś niezwykłym, że tak powszechne sprawy, jak chociażby załatwianie spraw w jakimś urzędzie, jest łatwiejsze dla kogoś pozytywnie nastawionego do otoczenia, niż dla tzw. "smutasa".
Urzędnik, który przecież też jest człowiekiem z krwi i kości, może mieć jakiś gorszy dzień, który nie pozostaje bez wpływu na to, czy więcej osób odeśle z kwitkiem czy nie. Czasem można zaobserwować, że pogodny petent ma jednak łatwiej. Nawet do tego stopnia, że gdy jego poprzednik został odesłany do innego urzędnika (nawet w ramach tego samego urzędu), aby uzyskać jakieś zaświadczenie, to w przypadku kogoś, kto rozświetlił atmosferę w pokoju poprzez swój uśmiech i pozytywne nastawienie, kogo autentyczność jest odczuwalna zarówno wizualnie, jak i podskórnie, pracownik biura często sam sięgnie po słuchawkę telefonu i od ręki załatwi sprawę, często taką samą, z jaką poprzedniego klienta odesłał do innego działu po jakiś dokument. Nie twierdzę, że nie zależy to także od ogólnej atmosfery w danej jednostce administracyjnej, ale to temat do omówienia przy innej okazji.
Wiem, że obaj powinni zostać załatwieni w ten sam sposób. Być może nierzadko tak jest. Ale nie da się ukryć, że nasz sposób postępowania, zachowania może mieć na to spory wpływ.
Często widzimy ludzi otoczonych wianuszkiem innych osób. Nie da się ukryć, że to właśnie ta ich pozytywna energia ma te właściwości "przyciągające". Każdy więc czerpie ją całym sobą, bo jej ilości są często bardzo obfite, wręcz nieograniczone. I rzadko kiedy w towarzystwie takiej osoby, znajduje się ktoś, kto nie zostanie "zarażony" uśmiechem, pozytywnym nastawieniem, które sprawia, że swoje własne kłopoty widzi w jaśniejszych barwach. To co wydawało się trudne, wręcz nie do udźwignięcia, nagle znajduje nieoczekiwane rozwiązanie.
Wiadomo, że nie dotyczy to każdej sytuacji, ale wiele z nich przestaje być problemem. Bo inne nasze spojrzenie na daną kwestię, która wydawała się nierozwiązywalna, spowodowane właśnie tą radością, optymizmem drugiego człowieka, która przeszła też na nas, pozwoliła dostrzec to wyjście, jakiego do tej pory nie widzieliśmy.
Inna sytuacja, z którą niejednokrotnie mogliśmy mieć do czynienia (ja na pewno mogę się oprzeć na doświadczeniach osobistych), to taka, że szybciej powracamy do zdrowia, mając do tego pozytywne nastawienie. Jeśli mamy dwie porównywalne sytuacje zdrowotne, to prędzej ze szpitala, wypisywane są osoby z choćby odrobiną tej optymistycznej energii, niż ci, którzy jej nie posiadają. Jeżeli jeszcze cechuje je niewiara, wręcz pesymizm, to swoją dolegliwość mogą uczynić bardziej skomplikowaną, niż była wcześniej.
To tylko kilka przykładów, które pokazują, w mniejszym lub większym stopniu, mechanizm działania nas samych na swoją sytuację. Jak wielki możemy mieć na to wpływ. Nasze spostrzeganie, zarówno siebie, jak i innych ludzi, ma nawet dla nas wielkie znaczenie i mocno na nas oddziaływuje.
Czy łatwo jest nam nawiązywać nowe znajomości? Czy wstając rano, patrzymy na dzień z nadzieją, czy zwątpieniem? Czy potrafimy się cieszyć, nawet z drobnych osiągnięć?
Odpowiadając sobie na te i inne podobne pytania, wiemy, czy nasze nastawienie na siebie i tych, którzy są wokół nas jest właściwe, czy też powinniśmy nad sobą popracować.
Do której grupy zaliczyłbym siebie? Myślę, że zawsze można w sobie coś ulepszyć. Dlatego mam chyba jeszcze trochę w tym zakresie do zrobienia ;)
Podczas pisania tej notki, przypomniała mi się jedna z myśli zamieszczonych w "Małym Poradniku Kubusia Puchatka" A. A. Milne'go. Mówi ona tylko tyle i aż tyle: "Nie można tkwić uparcie w swoim kącie lasu, czekając, aż inni do nas przyjdą. Czasem trzeba pójść do nich".
I takiego spojrzenia Wszystkim życzę.
Ps. Zupełnie mi "wyszło" z pamięci! Wszak to już miesiąc istnienia tego bloga!
Z tej okazji dziękuję Wszystkim za odwiedziny i komentarze! Wszystkich, którzy się już na nim rozgościli, jak i Tych, którzy wpadli po raz pierwszy - zapraszam ponownie!
Serdecznie pozdrawiam.
YB.
I nie tyle chodzi mi o różne "definicje" optymisty i pesymisty, od których aż roi się w necie (chociażby, że pesymista widzi szklankę od połowy pustą, optymista - do połowy pełną), ale o to, jak patrzymy na drugiego człowieka, jak widzimy siebie wśród innych ludzi. A tym samym - jak spostrzegamy tych, którzy nas otaczają, jaki mamy do nich stosunek.
Bo - sądzę, że nie tylko ja to zauważam - jeżeli mijamy ludzi mając pogodny wyraz twarzy, "okraszony" uśmiechem, to odwzajemniają nam się tym samym.
I oczywiście nie mam na myśli spojrzenia, które mogłoby świadczyć, że się np. z kogoś podśmiewamy, bo w tym wypadku nasza "mowa" niewerbalna jest dla innych bardzo czytelna i nie usposabia ich do nas zbyt dobrze (łagodnie mówiąc).
Mimo, że czasem nie zdajemy sobie z tego sprawy, to przecież nasz wyraz twarzy, jest bardzo bogatym przekazem dla otaczających nas ludzi. Nie jest prawdą, że nie ma to wpływu na to, jak odczytują nas ci, których mamy wokół siebie.
Nie jest czymś niezwykłym, że tak powszechne sprawy, jak chociażby załatwianie spraw w jakimś urzędzie, jest łatwiejsze dla kogoś pozytywnie nastawionego do otoczenia, niż dla tzw. "smutasa".
Urzędnik, który przecież też jest człowiekiem z krwi i kości, może mieć jakiś gorszy dzień, który nie pozostaje bez wpływu na to, czy więcej osób odeśle z kwitkiem czy nie. Czasem można zaobserwować, że pogodny petent ma jednak łatwiej. Nawet do tego stopnia, że gdy jego poprzednik został odesłany do innego urzędnika (nawet w ramach tego samego urzędu), aby uzyskać jakieś zaświadczenie, to w przypadku kogoś, kto rozświetlił atmosferę w pokoju poprzez swój uśmiech i pozytywne nastawienie, kogo autentyczność jest odczuwalna zarówno wizualnie, jak i podskórnie, pracownik biura często sam sięgnie po słuchawkę telefonu i od ręki załatwi sprawę, często taką samą, z jaką poprzedniego klienta odesłał do innego działu po jakiś dokument. Nie twierdzę, że nie zależy to także od ogólnej atmosfery w danej jednostce administracyjnej, ale to temat do omówienia przy innej okazji.
Wiem, że obaj powinni zostać załatwieni w ten sam sposób. Być może nierzadko tak jest. Ale nie da się ukryć, że nasz sposób postępowania, zachowania może mieć na to spory wpływ.
Często widzimy ludzi otoczonych wianuszkiem innych osób. Nie da się ukryć, że to właśnie ta ich pozytywna energia ma te właściwości "przyciągające". Każdy więc czerpie ją całym sobą, bo jej ilości są często bardzo obfite, wręcz nieograniczone. I rzadko kiedy w towarzystwie takiej osoby, znajduje się ktoś, kto nie zostanie "zarażony" uśmiechem, pozytywnym nastawieniem, które sprawia, że swoje własne kłopoty widzi w jaśniejszych barwach. To co wydawało się trudne, wręcz nie do udźwignięcia, nagle znajduje nieoczekiwane rozwiązanie.
Wiadomo, że nie dotyczy to każdej sytuacji, ale wiele z nich przestaje być problemem. Bo inne nasze spojrzenie na daną kwestię, która wydawała się nierozwiązywalna, spowodowane właśnie tą radością, optymizmem drugiego człowieka, która przeszła też na nas, pozwoliła dostrzec to wyjście, jakiego do tej pory nie widzieliśmy.
Inna sytuacja, z którą niejednokrotnie mogliśmy mieć do czynienia (ja na pewno mogę się oprzeć na doświadczeniach osobistych), to taka, że szybciej powracamy do zdrowia, mając do tego pozytywne nastawienie. Jeśli mamy dwie porównywalne sytuacje zdrowotne, to prędzej ze szpitala, wypisywane są osoby z choćby odrobiną tej optymistycznej energii, niż ci, którzy jej nie posiadają. Jeżeli jeszcze cechuje je niewiara, wręcz pesymizm, to swoją dolegliwość mogą uczynić bardziej skomplikowaną, niż była wcześniej.
To tylko kilka przykładów, które pokazują, w mniejszym lub większym stopniu, mechanizm działania nas samych na swoją sytuację. Jak wielki możemy mieć na to wpływ. Nasze spostrzeganie, zarówno siebie, jak i innych ludzi, ma nawet dla nas wielkie znaczenie i mocno na nas oddziaływuje.
Czy łatwo jest nam nawiązywać nowe znajomości? Czy wstając rano, patrzymy na dzień z nadzieją, czy zwątpieniem? Czy potrafimy się cieszyć, nawet z drobnych osiągnięć?
Odpowiadając sobie na te i inne podobne pytania, wiemy, czy nasze nastawienie na siebie i tych, którzy są wokół nas jest właściwe, czy też powinniśmy nad sobą popracować.
Do której grupy zaliczyłbym siebie? Myślę, że zawsze można w sobie coś ulepszyć. Dlatego mam chyba jeszcze trochę w tym zakresie do zrobienia ;)
Podczas pisania tej notki, przypomniała mi się jedna z myśli zamieszczonych w "Małym Poradniku Kubusia Puchatka" A. A. Milne'go. Mówi ona tylko tyle i aż tyle: "Nie można tkwić uparcie w swoim kącie lasu, czekając, aż inni do nas przyjdą. Czasem trzeba pójść do nich".
I takiego spojrzenia Wszystkim życzę.
Ps. Zupełnie mi "wyszło" z pamięci! Wszak to już miesiąc istnienia tego bloga!
Z tej okazji dziękuję Wszystkim za odwiedziny i komentarze! Wszystkich, którzy się już na nim rozgościli, jak i Tych, którzy wpadli po raz pierwszy - zapraszam ponownie!
Serdecznie pozdrawiam.
YB.
ja chyba niestety mam charakter Kłapouchego, co to siedzi i czeka aż ktoś go odwiedzi :)
OdpowiedzUsuńTo kiedy masz trochę wolnego czasu? :)
UsuńAbsolutnie zgadzam się z Autorem...Uśmiech pozwala rozładować każde napięcie, pozytywne nastawienie staje się i jest motorem dobrego. Z natury jestem optymistką, oczywiście mam gorsze dni, słabsze, zniechęcenie, szczególnie kiedy mnie ktoś zrani, ale podnoszę się i idę. Zapominam. Kiedyś w mądrej książce wyczytałam....czy to co wprowadziło cię w taki stan, za 5 lat będzie dla ciebie ważne? No właśnie...:-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam optymistów :-)
zk
Tyle mądrych słów...tyle prawdziwych słów...
OdpowiedzUsuńoczywiście, że łatwiej jest iść przez życie z uśmiechem, ale tak jak napisałeś: każdy ma prawo mieć swój gorszy dzień... jednak powinniśmy mimo wszystko cieszyć się każda drobnostką, każdym uśmiechem, którym obdarują nas inni, nawet obcy ludzie :-)
Tak po krótkim namyśle wiem, że mam w tej kwestii troszkę do zrobienia, ale tylko troszkę :-)
Pozdrawiam Misiu
kizia
Miśku, poruszyłeś bardzo ciekawy i ważny temat.
OdpowiedzUsuńOd naszego nastawienia do świata i otaczających nas ludzi bardzo dużo zależy. Optymistom jest na pewno łatwiej znosić trudy codzienności, choroby czy inne wydarzenia losowe.
Na świat trzeba patrzeć jak na coś co dane nam jest na chwilę, więc szkoda czasu na narzekania, kłótnie .
Cieszmy się z każdego drobnego powodzenia, z każdej szczęśliwej chwili, cieszmy się , że mamy bliskich koło siebie, cieszmy się, że niebo jest niebieskie, że świeci słońce lub pada deszcz (spacer w deszczu też może być wspanialą chwilą) i że mamy wspaniałe wspomnienia z dzieciństwa, młodości czy z kilku ostatnich dni.
Współczuję malkontentom, mają nieciekawe i smutne życie.
iga optymistka :)