sobota, 28 września 2013

Życie z uzależnieniem alkoholowym czyli wołanie o pomoc

Rzadko kiedy osoba uzależniona dopuszcza do siebie tę prawdę, że już znajduje się w objęciach nałogu.
Picie, w początkowej fazie, wydaje się dobrym sposobem na urozmaicenie spędzanego czasu z kolegami czy rodziną. 
Niestety, jeżeli nie zachowywana jest pewna granica, staje się ono coraz częstsze. A wówczas niestety, już nie wszystkim udaje się wyhamowanie we właściwym momencie. 
A wtedy każda okazja do picia jest dobra. Bo wydaje się, że jest to metoda na odreagowanie kłopotów z pracą, nawarstwiających się problemów  w domu, bo właśnie jest sobota i nie ma co robić...
Aż z czasem przestają być potrzebne jakiekolwiek powody. Człowiek pije, bo musi.
I niestety cierpi na tym cała jego najbliższa rodzina. Zwłaszcza, jeśli w domu dochodzi do awantur, wyzwisk, pobić. Jeżeli chodzi o różne konsekwencje (DDA, czy inne), to nawet jeśli niewiele o nich wiemy, prawdopodobnie niejednokrotnie się zetknęliśmy z osobami, cierpiącymi na zaburzenia z nimi związane.

Ale - niestety - trzeba przyznać, że osoby uzależnione, które wyczyniają w domu burdy i dopuszczają się rękoczynów, w większym stopniu mogą liczyć na jakąś interwencję, na pomoc w leczeniu, niż te, które się nie awanturują, po przyjściu do domu są spokojne, najczęściej idą spać i to raczej one - najczęściej następnego dnia - wysłuchują wyzwisk i pretensji. I wówczas, "dla spokojności"... znowu idą się napić. 
Nie twierdzę, że ich rodziny żyją w błogim spokoju i szczęściu. Też mają do czynienia ze stresem, niepokojem, różnymi syndromami. Ale rzadziej (albo w ogóle nie) szukają pomocy. Dla siebie, a tym bardziej dla osoby uzależnionej. 
A przecież skutki nałogu dla pijących są z gruntu jednakie. I dla awanturników, i tych "spokojnych".
Ponadto - jak dowiedziałem się od znajomego, który jest w składzie Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych w M., - aktualnie wprowadza się podział osób uzależnionych, w którym rozróżnia się grupę "nieszkodliwych alkoholików". Czyli właśnie tych, którzy po przyjściu do domu nie rozrabiają, nie czynią żadnych szkód materialnych i po kilku minutach od przyjścia do domu - naczęściej idą spać.
I co jeszcze jest bardziej dziwne - prawdopodobnie taki "podział" ma być ujęty już w kolejnej edycji MSKCiPZ -  ICD-11. Mam nadzieję, że jednak do tego nie dojdzie.
Bo sporym utrudnieniem podjęcia leczenia jest już w tym, że chory (uzależniony) musi wyrazić na nie zgodę. Z jednej strony ma to swój sens - nie powinno się podejmować żadnych czynności leczniczych wbrew woli samego zainteresowanego (pacjenta), ale w tym przypadku, nie zawsze on potrafi dokonać oceny swojego rzeczywistego stanu. Najpierw twierdzi, że może sam przestać pić jeśli zechce (co czasami rzeczywiście jest faktem), ale po upływie pewnego czasu ocenia, że już nad tym panuje albo że...niewarto się leczyć, bo już nic mu nie pomoże. I w ten sposób powstaje samospełniający się aparat autorealizacji własnych "przepowiedni".
Wtedy takiej osobie naprawdę ciężko jest pomóc. Zwłaszcza, jeśli nie znajduje wsparcia w rodzinie, z którą zamieszkuje i styka się każdego dnia.
Trochę na ten temat wiem, bo bliska mi osoba jest właśnie w takiej sytuacji. Taki wniosek nasuwa mi się po wizycie u nich, kiedy jego żona, która dobrze zdaje sobie sprawę z jego problemów z uzależnieniem, wyjmując z szafki butelkę z alkoholem i stawiając ją na stole, rzuciła w jego stronę pytanie: "Napijesz się?". Akurat był w pomieszczeniu obok i oglądał jakiś program w TV. "Jeden kieliszek mogę" - odpowiedział. A jeszcze przed chwilą, nawet nie myślał o piciu. Oczywiście nie muszę dodawać, że na jednym kieliszku się nie skończyło.
Innym razem, gdy pewnego dnia, rankiem, poważnie odczuwał skutki wcześniejszego picia, poszła do sklepu, aby kupić mu "setkę". Jak się później tłumaczyła, "nie mogła patrzeć jak cierpi". Tylko czy tak wygląda pomoc osobie uzależnionej?

Zdarza się, że mijamy kogoś leżącego na ziemi, czy na ławce bez cienia zainteresowania, a nawet z niechęcią. Pomijam fakt, iż czasem jest to osoba chora, której pomoże tylko natychmiastowa interwencja lekarza. Nie musi to być człowiek nietrzeźwy, ale nawet jeśli jest, to też nie zalicza się do ludzi zdrowych.
I być może, nie znalazł się koło niego we właściwym momencie ktoś, kto podałby mu pomocną dłoń. Bywa, że i my mamy do czynienia z taką osobą; że każdego dnia jest od nas na wyciągnięcie ręki.
Pomóżmy jej. Jeśli dzięki nam, wyjdzie z ciągu, labiryntu picia, w którym nie ma nici Ariadny, ułatwiającej mu (jej) wyjście z tego zaklętego kręgu, możemy być pewni, że zyskamy w nim prawdziwego przyjaciela. Takiego przez duże "P". Gra jest więc warta świeczki.

5 komentarzy:

  1. <...Innym razem, gdy pewnego dnia, rankiem, poważnie odczuwał skutki wcześniejszego picia, poszła do sklepu, aby kupić mu "setkę". Jak się później tłumaczyła, "nie mogła patrzeć jak cierpi".>

    Tak, typowe 'podkładanie poduszki' podyktowane współczuciem, czasami lękiem przed agresją spowodowaną brakiem alkoholu.
    I w takim momencie nasuwa się powiedzenie o dobrych intencjach i piekle.

    Bardzo prawdziwe spostrzeżenia, YB.

    Madala

    OdpowiedzUsuń
  2. Czuję się w tym temacie ekspertem i podpisuję pod Twoim esejem.
    enbe

    OdpowiedzUsuń
  3. Na pewno w kręgu każdego z nas jest, znajdzie się osoba mająca tego typu problemy. Patrzymy na nią. I nie robimy nic. Widzimy, jak z dnia na dzień jest gorzej, jak się stacza, jak obiecuje, że to ostani raz było, że od jutra...to...Trudno jest pomóc, bo często osoba ta nie chce pomocy, odrzuca, a to nas zniechęca...I tylko patrzymy....patrzymy.....i....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I...? No właśnie. Często nie potrafimy takiemu człowiekowi pomóc, a często to on nie daje sobie pomóc. To bardziej boli, zwłaszcza gdy to jest osoba nam bliska. I już nie umie spojrzeć na swoją sytuację realnie.
      Dlatego ważne jest też nasze "uparcie". Żeby było silniejsze niż jego. To trudne, ale nie niemożliwe. Zwłaszcza jeśli ta pomoc pochodzi od wielu osób. Takie wsparcie jest konieczne.

      Usuń
  4. Chciałabym pomóc moim znajomym, którzy mają problem alkoholowy.
    Tzn. ja wiem, że oni mają ten problem, ale udaję, że nie wiem :/
    Obawiam się, że moja ingerencja może popsuć nasze relacje...

    OdpowiedzUsuń