Na jednym ze spotkań fundacyjnych odwiedził nas Marcin Brykczyński - poeta i tłumacz literatury... dziecięcej.
Początkowo było mi nawet trochę głupio, bo jednak ja - stary koń, który ma już za sobą kilka przeżytych "siątek"..., wokół mnie, też można powiedzieć, osoby z mniejszym czy większym bagażem wiekowym, to z kim nasz Gość chce rozmawiać? Czytać nam wierszyki dla dzieci? Czy to ma sens?
Oczywiście wielu z nas jest młodych duchem, ale jak się zajrzy w dowód, to... lepiej nie zaglądać.
Być może zabrzmi to patetycznie, ale pan Marcin okazał się bardzo ciekawym człowiekiem. Jak stwierdził w jednym ze swoich wywiadów "jak większość dzieci, lubiłem wymyślać różne niesamowite historie i jakoś mi to nie przeszło z wiekiem".
Chociaż pisanie dla dzieci nie jest Jego zajęciem "od zawsze", widać po pisanych utworach, że świetnie potrafi bawić się słowem. A przecież w dużej mierze właśnie o to chodzi w literaturze dziecięcej. Aby tekst "dał się widzieć"; aby można było oczami wyobraźni zobaczyć to, co właśnie przedstawia. Chociażby taki
WĄŻ
Pewien wąż
jak przystało
na węża
był długi
i wydłużał się
wciąż
i jeszcze
do tego
się
zwężał
patrzcie
jaki
długi
jest
wąż
mówił
wzbudzając
strach
a wszystkie
zwierzęta
jak
jeden
mąż
odpowiadały
ach!
Sam graficzny obraz słów nie pozostawia wątpliwości: wiadomo - czym jest wąż, jak wygląda i - po przeczytaniu tekstu - co się z nim dzieje. Dochodzi do tego bardzo pomysłowa gra słów, homonimy, ale to jest charakterystyczne dla zdecydowanej większości utworów pana Marcina. W jednym miejscu możemy przeczytać o "zwężającym się wężu", w innym - o duchu, który wyzionął ducha:
DUCH
Raz, z powodu bólu brzucha,
Pewien duch wyzionął ducha.
Przez czas jakiś czuł się licho,
Wreszcie zniknął jak duch cicho,
Bo, gdy leżał już bez ruchu,
Nikt nie podniósł go na duchu.
Odtąd wokół cisza głucha,
Bowiem brak żywego ducha.
Więc, gdy w duchu widzisz druha,
Spróbuj sam wywołać ducha.
Jest wielką sztuką pisać utwory dla dzieci, ponieważ w przypadku wierszy (zwłaszcza, gdy mają być zamieszczone np. w podręcznikach, ale nie tylko), chodzi o to, aby w dość krótkim tekście umieścić to wszystko, co w przypadku starszych uczniów, może zająć więcej miejsca: rozpoczęcie (wprowadzenie), pewną akcję i pointę - z jakimś morałem, czy śmiesznym zakończeniem. I nie może być inaczej, bo taki tekst ma na celu zachęcenie dziecka do dalszego czytania, więc: skoro to było takie fajne, to może następne też będzie takie? I nie może tu odczuć żadnego zawodu względem swych oczekiwań. Dlatego pisanie dla najmłodszych wcale nie jest łatwe. A nie zawsze zdają sobie z tego sprawę chociażby autorzy podręczników czy wydawcy.
W książce Jak się nie bać ortografii (Wydawnictwo Szkolne PWN, Warszawa 2000), możemy np. przeczytać:
"Wątpliwości nadszedł kres, ch pisze się po s"
"Rzeczownikom w liczbie mnogiej -om na końcu wciąż jest drogie" lub:
"Zawsze śmiało piszmy h, gdy na ż się zmienić da"
Łatwe do zapamiętania? Łatwe. Szybko wpada w ucho i zostaje. Dopóki się nie utrwali. Wszystko (łącznie z przykładami) w postaci prostych, wdzięcznych rymowanek. A na końcu każdego działu - wierszowane dyktando, nasączone 'pułapkami' omawianymi w danej części.
Kolejnym majstersztykiem jest wydana przez "Naszą Księgarnię" w 2004 r., książka "Skąd się biorą dzieci?" Już na początku czytamy:
"Krąży w świecie bajek sporo
O tym, skąd się dzieci biorą,
Lecz kochani, bądźmy szczerzy,
Kto w bociany dzisiaj wierzy?"
Bardzo dobra pomoc dydaktyczna dla rodziców. Autor prosto, delikatnie, ale bez owijania w bawełnę opowiada o poczęciu i narodzinach. W zakresie zupełnie dziecku wystarczającym. Nie uciekając się do bajek o bocianie czy kapuście.
Zwierzęta też są wdzięcznym motywem w literaturze dziecięcej. Zresztą motyw zwierząt, którym przypisywano ludzkie cechy był częsty już od dawna. W starożytności spotykamy je chociażby u Ezopa, a w średniowieczu - przechodząc do rodzimego piśmiennictwa - np. u Ignacego Krasickiego (Kruk i lis, i.in.). Przedstawicieli fauny spotykamy również w twórczości Marcina Brykczyńskiego. I wcale nie jest ich tam mało.
ZAJĄCZEK
Kicał sobie zajączek
Kic, kic,...
Niby nic,
Lecz gdy kicał,
Zachwycał,
I brawa
Dostawał
Gorące.
Dziwna sprawa,
Te brawa
Lecz taki to właśnie był
Zajączek.
JEŻ
Raz w jeżynach pewien jeż
Ostrzygł się na jeża,
Bo wie o tym każdy zwierz,
Co swe zęby szczerzy,
Jaki groźny bywa jeż,
Zwłaszcza bez odzieży.
Podczas pisania notki, korzystałem z następujących książek i źródeł:
Być może zabrzmi to patetycznie, ale pan Marcin okazał się bardzo ciekawym człowiekiem. Jak stwierdził w jednym ze swoich wywiadów "jak większość dzieci, lubiłem wymyślać różne niesamowite historie i jakoś mi to nie przeszło z wiekiem".
Chociaż pisanie dla dzieci nie jest Jego zajęciem "od zawsze", widać po pisanych utworach, że świetnie potrafi bawić się słowem. A przecież w dużej mierze właśnie o to chodzi w literaturze dziecięcej. Aby tekst "dał się widzieć"; aby można było oczami wyobraźni zobaczyć to, co właśnie przedstawia. Chociażby taki
WĄŻ
Pewien wąż
jak przystało
na węża
był długi
i wydłużał się
wciąż
i jeszcze
do tego
się
zwężał
patrzcie
jaki
długi
jest
wąż
mówił
wzbudzając
strach
a wszystkie
zwierzęta
jak
jeden
mąż
odpowiadały
ach!
DUCH
Raz, z powodu bólu brzucha,
Pewien duch wyzionął ducha.
Przez czas jakiś czuł się licho,
Wreszcie zniknął jak duch cicho,
Bo, gdy leżał już bez ruchu,
Nikt nie podniósł go na duchu.
Odtąd wokół cisza głucha,
Bowiem brak żywego ducha.
Więc, gdy w duchu widzisz druha,
Spróbuj sam wywołać ducha.
W książce Jak się nie bać ortografii (Wydawnictwo Szkolne PWN, Warszawa 2000), możemy np. przeczytać:
"Wątpliwości nadszedł kres, ch pisze się po s"
"Rzeczownikom w liczbie mnogiej -om na końcu wciąż jest drogie" lub:
"Zawsze śmiało piszmy h, gdy na ż się zmienić da"
Łatwe do zapamiętania? Łatwe. Szybko wpada w ucho i zostaje. Dopóki się nie utrwali. Wszystko (łącznie z przykładami) w postaci prostych, wdzięcznych rymowanek. A na końcu każdego działu - wierszowane dyktando, nasączone 'pułapkami' omawianymi w danej części.
Kolejnym majstersztykiem jest wydana przez "Naszą Księgarnię" w 2004 r., książka "Skąd się biorą dzieci?" Już na początku czytamy:
"Krąży w świecie bajek sporo
O tym, skąd się dzieci biorą,
Lecz kochani, bądźmy szczerzy,
Kto w bociany dzisiaj wierzy?"
Bardzo dobra pomoc dydaktyczna dla rodziców. Autor prosto, delikatnie, ale bez owijania w bawełnę opowiada o poczęciu i narodzinach. W zakresie zupełnie dziecku wystarczającym. Nie uciekając się do bajek o bocianie czy kapuście.
Zwierzęta też są wdzięcznym motywem w literaturze dziecięcej. Zresztą motyw zwierząt, którym przypisywano ludzkie cechy był częsty już od dawna. W starożytności spotykamy je chociażby u Ezopa, a w średniowieczu - przechodząc do rodzimego piśmiennictwa - np. u Ignacego Krasickiego (Kruk i lis, i.in.). Przedstawicieli fauny spotykamy również w twórczości Marcina Brykczyńskiego. I wcale nie jest ich tam mało.
ZAJĄCZEK
Ile sił
Po łące: Kic, kic,...
Niby nic,
Lecz gdy kicał,
Zachwycał,
I brawa
Dostawał
Gorące.
Dziwna sprawa,
Te brawa
Lecz taki to właśnie był
Zajączek.
JEŻ
Raz w jeżynach pewien jeż
Drugiemu się zwierzał,
Jak to miło, że on też Ostrzygł się na jeża,
Bo wie o tym każdy zwierz,
Co swe zęby szczerzy,
Jaki groźny bywa jeż,
Zwłaszcza bez odzieży.
BYŁ SOBIE WÓŁ
Pewien wół miał pecha od dziecka,
Czyli od cielęcia.
Najpierw, że urodził się w Koziej Wólce,
Nie w Wolej,
Potem, że miewał częste wzdęcia
I zawsze stroił dziwne miny
Na widok wołowiny.
Do tego jeszcze czuł się niezdrowo,
Gdy zjadał zbyt późno kolację
I nie lubił, gdy na mamusię wołali:
Ty krowo!
W czym mieli niestety rację.
Czasem też myślał sobie wół z mozołem,
Jak to jest, kiedy nie jest się wołem?
A nawet raz myśl błysnęła mu skrycie,
Czym mocno zmęczył swą głowę:
Czy po rosole jest jeszcze jakieś dalsze życie,
Powiedzmy - pozarosołowe.
Ogólnie rzecz biorąc szczęścia miał niewiele,
Jako ciele.
Za to gdy wyrósł, wypiękniał,
Choć może nie zmężniał niestety,
Okazało się, że był to taki wół,
Który pasował do karety.
Są to tylko niektóre z tych "zezwierzęconych" utworów.
Oczywiście przedstawione powyżej fragmenty książek są tylko niewielkim skrawkiem twórczości Marcina Brykczyńskiego. Nie wspomniałem tu o "idiomatycznej" książce "Ni pies, ni wydra" z przedmową prof. Jana Miodka, ani o wielu innych pozycjach, które niewątpliwie na to zasługują. Wszak wspomniane idiomy są bogactwem każdego języka, zabawa i gra słowami również, ale żeby ten zapis był w miarę pełen, trzeba by było napisać książkę, a nie poprzestać na blogowej notce.
A ja nawet nie pamiętam wszystkich utworów, które były przytoczone przez Autora na wspomnianym spotkaniu, a niewątpliwie również zasługiwałyby na ich wpisanie.
W każdym razie z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że nie był to dla mnie czas stracony.
Oczywiście przedstawione powyżej fragmenty książek są tylko niewielkim skrawkiem twórczości Marcina Brykczyńskiego. Nie wspomniałem tu o "idiomatycznej" książce "Ni pies, ni wydra" z przedmową prof. Jana Miodka, ani o wielu innych pozycjach, które niewątpliwie na to zasługują. Wszak wspomniane idiomy są bogactwem każdego języka, zabawa i gra słowami również, ale żeby ten zapis był w miarę pełen, trzeba by było napisać książkę, a nie poprzestać na blogowej notce.
A ja nawet nie pamiętam wszystkich utworów, które były przytoczone przez Autora na wspomnianym spotkaniu, a niewątpliwie również zasługiwałyby na ich wpisanie.
W każdym razie z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że nie był to dla mnie czas stracony.
Podczas pisania notki, korzystałem z następujących książek i źródeł:
Jak się nie bać ortografii, Wydawnictwo Szkolne PWN, Warszawa 2000
Skąd się biorą dzieci, Nasza Księgarnia, Warszawa 2004
http://www.gnosis.art.pl/e_gnosis/na_gorze_helikonu/brykczynski_poezje01.htm
Skąd się biorą dzieci, Nasza Księgarnia, Warszawa 2004
http://www.marcinbrykczynski.pl/wybortekstow.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz