sobota, 26 lipca 2014

Życie wśród zwierząt i roślin w pogoni za piłką czyli pokaz gry w polo


W niewielkim oddaleniu, na północ od Puszczy Kampinoskiej, gdzie można odetchnąć napawając się wspaniałymi widokami przyrody udaliśmy się z Fundacją  do Żurawna, gdzie znajduje się tamtejszy Polo Club.
Mimo, że polo jest sportem mało rozpowszechnionym w Polsce, to należy do najstarszych gier zespołowych. Wprawdzie na temat powstania tej dyscypliny jest sporo poglądów, jednak najbardziej rozpowszechnionym jest ten, który umieszcza jej początki już w pierwszym tysiącleciu p.n.e. w... Persji. Persowie i Medowie tę odmianę gry piłki konnej nazywali changan, natomiast nazwa "polo" swój źródłosłów zawdzięcza tybetańskiemu słowu "pulu", które oznaczało piłkę wyplecioną z wierzbiny.
Gospodarze tego terenu przyjęli nas bardzo gościnnie. Zostaliśmy zapoznani z zasadami gry, a następnie mieliśmy okazję obejrzeć jej pokaz. Początkowo widzieliśmy też wiązanie "warkocza" na ogonie (być może narażę się nieco znawcom tematu, ale stosowana przeze mnie terminologia bardziej nawiązuje do popularnego niż fachowego słownictwa). Oczywiście owo "wiązanie" było podyktowane tym, żeby ten piękny, acz nieco zbędny podczas gry element końskiej urody, zbytnio nie przeszkadzał w rozgrywce. Ale także i dla dobra samego czworonoga. Bo po co miał się gdzieś niepotrzebnie zaplątać?
Wprawdzie w rozgrywkach biorą udział zespoły czteroosobowe, a sędzia również porusza się konno, to mimo tego, że drużyny były dwuosobowe, arbiter sędziował przy boisku, a i to było nieco zmniejszone, to nie można było narzekać na brak atrakcji. 

Trudno też było wymagać od gościnnych gospodarzy wymiany koni po każdej 7,5 minutowej części gry (zwanej czakerem), ale oczywiście konie nie zostały zamęczone, bo zgodnie z logiką, przerwa była nieco dłuższa niż regulaminowe 3 minuty, które pozwalają na wymianę dosiadanego zwierzęcia. Po każdym trafieniu w bramkę, zawodnicy zamieniają się połowami boiska i mecz trwa dalej. 
Potem, aby przedstawić nam konie w całej krasie, dzięki czemu mogły wykazać się także w galopie, część rozgrywki przeprowadzono na boisku o oryginalnych rozmiarach.
Trochę jednak szkoda, że ten sport jest tak słabo rozpropagowany, a relacje z zawodów niemalże zerowe. Piszę "niemalże", ale jednak nie udało mi się nigdy trafić na transmisję z takiego meczu. A po samej prezentacji, jaką zostaliśmy w dużym stopniu oczarowani, trzeba stwierdzić, że jest to dyscyplina dość mocno wciągająca. Jednak miejsc gdzie można obejrzeć takie zawody jest stosunkowo mało. Aktualnie - głównie w okolicach Warszawy i pod Poznaniem. 

Dla porządku trzeba by również wspomnieć, że był w historii okres, kiedy polo było dyscypliną olimpijską (w latach 1908, 1920, 1924 i 1936). Potem przestało. Czemu? Tego nie wiem. Być może w pewnym stopniu dlatego, że przecież nie jest to sport tani. 
Sama hodowla, trening i utrzymanie odpowiedniej ilości koni, na pewno wymagają odpowiednich nakładów. O sprzęcie, który też musi być odpowiedni - już nie wspomnę.


Wspaniała atmosfera, otoczenie, mnóstwo zieleni, bliskość Puszczy Kampinoskiej, sprawiały niesamowite wrażenie. Jeśli jeszcze do tego wszystkiego dodam, że do tych elementów dopasowała się również pogoda, to chyba nikogo nie zdziwi, że po zawodach nastąpił wzajemny mini prysznic, sprawiony sobie przez zawodników, jak i członków ich rodzin. Także czworonogi (i te większe i małe) wyglądały na zadowolone.
My też nasyceni strawą kulturalną, udaliśmy się na małe co nieco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz