sobota, 23 listopada 2013

Życie z wynalazkiem Grahama Bella czyli historia jednego telefonu

Graham Bell miał niesamowity pomysł, aby połączyć ze sobą dwa urządzenia z mikrofonem i głośnikiem, które pozwalały rozmawiać na odległość.
Jeszcze kilkanaście lat temu, nikt nawet nie przypuszczał, że nadejdą czasy, w których te aparaty będzie można nosić ze sobą. Ale już można. Z jednej strony jest to uciążliwy "ogon", ale z drugiej - często ułatwia życie.

Czasami jednak sporo  trzeba się namęczyć, żeby dodzwonić się do wybranego miejsca. Zwłaszcza, jeśli podany numer okazuje się właściwy jeśli chodzi o instytucję, natomiast nie jest tym, który należy do odpowiedniego działu.

Mam mieć przeprowadzoną implantację, ponieważ każde kłucie wymaga zarówno ode mnie, jak i osoby "wkłuwającej" - masę cierpliwości, a czasem także i nerwów na postronku. Otrzymałem więc od lekarza nazwę instytucji, gdzie - współfinansowany przez NFZ - mogę tego dokonać oraz właściwy - jak przypuszczałem - numer telefonu - wynalazku G. Bella.
Następnego dnia rano, dzwonię więc do poleconej placówki, chcąc mieć sprawę za sobą.

Wystukuję kolejne "cyferki": aab-ac-ad*. Po ok. 30 minutach (albo sygnał, że numer zajęty, albo nikt nie odbierał) słyszę w słuchawce: "Dzień dobry. Zakład 'R'. Słucham?" 
Jestem nieco zaskoczony. Zakład 'R'? Czy to możliwe, żeby oni zajmowali się takimi sprawami? Ale może... Przedstawiam sprawę, o którą mi chodzi.

"Oj, to pan źle się połączył. Proszę zadzwonić do Rejestracji (aab-bc-bd). Tam panu podadzą właściwy numer". Podziękowałem. Dzwonię przez jakieś pół godziny. Po pewnej przerwie - ponownie. Niestety cały czas sygnał zajętego telefonu. Przez pół dnia? Moja dedukcja mi podpowiada, że może jest źle położona słuchawka? Albo całkowicie odłożona? Dziwne. W międzyczasie zjadam obiad, w przerwach w dzwonieniu przeglądam niektóre strony w internecie (między innymi instytucji, do której dzwonię, ale jej przewertowanie mi nic niestety nie wyjaśnia) i - w kolejnych wolnych chwilach - wykonuję jeszcze parę innych, różnistych czynności.
Około 16.30 wreszcie odnoszę sukces. W słuchawce długie dźwięki. Ktoś odbiera. Ponownie przedstawiam sprawę. 
"Wie pan, ja nie wiem czy u nas się to wykonuje". W końcu jednak pod wpływem mojej perswazji, daje się przekonać, że jest to możliwe. Zresztą skądinąd wiem, że fachowcy z tej dziedziny przeszli tu do pracy z innego miejsca. Co zresztą nie dziwi, różnica płac między placówką państwową a prywatną jest nader widoczna. "To może zadzwoni pan do Zakładu 'O'? Telefon aab-cc-cd". Dzwonię.

"To nie u nas. Najlepiej niech pan się połączy z Rejestracją, to pana poinformują. Telefon...". Mówię, że znam już to połączenie i właśnie stamtąd skierowali mnie tu do nich. Niestety, ta pani nie może mi pomóc, ona na ten temat nic nie wie, jest tu tylko pielęgniarką. Na moje pytanie "To gdzie mam zadzwonić?" słyszę, że mogę spróbować na aab-dc-dd. Może tam coś będą wiedzieli?

Może będą. Próbuję. "Tutaj? Absolutnie nie. Tu jest tylko Laboratorium." Tak się niefortunnie składa, że kolejna osoba też mi nie jest w stanie udzielić żadnej informacji. Jedyna rada, to zadzwonić do Rejestracji. Mówię, że dzwoniłem. "To może do Zakładu 'R'?" Też dzwoniłem. Na samym początku, z samego rana. "Niech pan spróbuje jeszcze raz". Jej głos brzmi tak przekonująco, że daję się namówić. Robię tak, jak mi radzi. Dzwonię.

Ponownie wciskam "cyfry"  aab-ac-ad. Nawet długo nie czekałem. "Zakład 'R'. Słucham?". Kolejny raz przedstawiam sprawę. "To nie u nas. Proszę zadzwonić do Rejestracji". Tam nie wiedzą. "To może na oddziale 'C' albo 'K'?" Dostaję dwa numery. Tam się jeszcze nie łączyłem. Może w końcu trafię?

Dzwonię na pierwszy z nich. "Tak to u nas. Ale musi pan zadzwonić do Działu 'A'. Telefon aab-dc-dd".  - Ale ja jestem osobą z zewnątrz. Czy potrzebne będzie jakieś skierowanie? "To już się pan wszystkiego dowie pod tym numerem". - Dobrze, dziękuję.

Dryndam pod podany numer. Czyżby wreszcie koniec moich poszukiwań? "Tak, tutaj. Ale ja w tej chwili jestem zajęty (służba [zdrowia], nie drużba - rozumiem to, a jakże). Niestety, nie udzielę panu informacji. Proszę zadzwonić za pół godziny, będzie kolega. Wtedy się pan wszystkiego dowie". Dobrze, dziękuję, zadzwonię. 

Czekam 40 minut (żeby nie za wcześnie). Dzwonię. "Pan w sprawie założenia implantu?" - Tak. "Niestety kolegi jeszcze nie ma, proszę spróbować za 15 minut. Ja panu nie umiem udzielić żadnej informacji". Od razu widać, że nie polityk. Wówczas by wszystko wiedział. Nawet jak się na czymś nie zna.

Dzwonię po pół godzinie. "Proszę zadzwonić jutro, bo dzisiaj ja już nie mam zeszytu zapisów i nie wiem kiedy mógłby pan przyjść. Terminy są krótkie, ale trzeba mieć skierowanie od lekarza leczącego".

Po całym dniu telefonowania wiem więc tyle: Mam zadzwonić jutro i jeszcze pojechać do lekarza, który mi to zlecił, po skierowanie. Piiiiiiip... Czy naprawdę pani doktor nie wiedziała, że będzie potrzebne?

Następny dzień:


Dzwonię po godzinie 9.00 (żeby nie za wcześnie). "Pan zostawi swój numer. Ja za godzinę oddzwonię i podam panu termin". Czekam. Upływa "nieco" więcej czasu niż zapowiadane 60 minut. Jakieś drugie tyle. Wreszcie jest. Dostaję od niego jeszcze jeden numer telefonu (aab-ec-ed), ale szczęśliwie okazuje się, że mogę tam dopełnić wszelkich formalności. Dowiaduję się wszystkich szczegółów i zadowolony z dobrze wykonanego zadania za pomocą wynalazku G. Bella, szczęśliwy, odkładam słuchawkę.

Dobrze, że za pomocą telefonu można dziś migiem załatwić niejedną sprawę. Może nie zawsze. Ale czasami...


* kolejne cyferki w numerach zastąpiłem literkami. Wszak zabieg, w sprawie którego dzwoniłem, jest ciągle przede mną ;)

3 komentarze:

  1. Łojesuuuuuuuu, mantko jedynasto...toż to masakra !!!
    Nie wiem czy będzie to dla Ciebie pocieszeniem, ale mnie też zdarzyła się kiedyś taka sytuacja, też mnie odsyłano...tyle tylko, że nie chodziło o służbę zdrowia.
    pozdrawiam
    kz

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam Twoją historię w wypiekami na twarzy - bardzo interesująco opowiadasz, budujesz napięcie. :)

    Mam nadzieję, że ta droga przez mękę z wynalazkiem pana Bella w dłoni zakończy się pomyślnym finałem.
    Czego Ci życzę najżyczliwiej.

    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaję, że zakończenie było pomyślne. Już mam je za sobą. Uff... ;)

      Usuń