środa, 21 maja 2014

Życie w zwolnionym tempie czyli pielgrzymka do Lourdes (2)

Cały czas się zastanawiam o czym jeszcze napisać, aby nie pominąć niczego co jest dla mnie ważne, a jednocześnie nie pominąć czegoś, co jest przyziemne, normalne, krótko mówiąc (pisząc ;) ) - także spraw codziennych, na które składa się to co nas otacza - piękno codziennego świata, które mimo tego, że często jest zupełnie nieporównywalne ze sferą duchową - także składa się na nasze życie. 

Niewątpliwie do poprzednio napisanych wspomnień mogę jeszcze dodać wizytę w Bartres odległym od Lourdes ok 3 km, gdzie Bernadetta została przyjęta na wychowanie przez tamtejszą rodzinę Arawant. 
Po odprawionej przez o. Leona Mszy św., udaliśmy się do pobliskiej restauracji na obiad. Chociaż słowo "obiad" jest tu chyba bardzo mało mówiące. Streszczając je w kilku słowach można powiedzieć, że całość tej biesiady trwała około 2 godzin, a składały się na nią trzy obfite dania, między którymi był czas na dyskusje i przegryzanie kawałków bagietek popijanych miejscowym winem (lub jak ktoś wolał - to zimną, źródlaną wodą), a całość została jeszcze uwieńczona obfitym deserem.
Trudno mi dzisiaj opisać skład poszczególnych dań, mogę tylko powiedzieć, że trzecie danie składające się ze smakowitej baraniny (spróbowałem) i różnych frykasów, poza tą odrobiną skosztowanego mięsiwa, rozdysponowałem wśród najbliżej siedzących osób. To już było ponad moje siły. Natomiast nie zauważyłem, aby sąsiadom nie spodobała się moja decyzja. Zajadali swoje dania, natomiast mój "podział" stanowił dla nich tylko drobny dodatek.
Jeśli już jestem przy temacie związanym z zaspokajaniem głodu, to oczywiście nie mogę w tym miejscu pominąć pikniku, jaki odbyliśmy na miejskim łonie natury, korzystając z tamtejszego trawnika. I jakoś żadnym "służbom miejskim" nasza obecność nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie. Można się było przekonać, że jest to jak najlepszy sposób na zawieranie nowych znajomości. 
Główną atrakcją naszego menu były owoce morza, na które składały się wszelakie skorupiaki, (kraby - w tym krab pustelnik, krewetki), ślimaki i inne delicje, których morskiego pochodzenia nikt nie kwestionuje. Wprawdzie dla mnie największymi z podawanych przysmaków były wszelakiej maści sery i kiełbasa, ale nie twierdzę, że pozostałe wiktuały nie były smaczne. O ich unikalności mogły świadczyć chociażby sklepowe ceny, chociaż zarówno sery i kiełbasy pod tym względem również były odpowiednio "docenione".

O atrakcyjności Pirenejów wspomniałem już nieco w poprzedniej relacji, teraz więc dla poparcia swej tezy dołożę tylko dwie fotki, które w żaden sposób jednak nie oddadzą wyrazistości tych szczytów. To po prostu trzeba zobaczyć. Podobnie zresztą jak i nasze Tatry, Sudety, Bieszczady czy też inne wzniesienia. 

Zupełnie czym innym jest leniwie płynąca przez Lourdes Gave de Pau. Aż nie mieści się w głowie, że w zeszłym roku, gdy zalała miasto, narobiła tyle szkód. Do dzisiaj na budynkach są ślady gdzie sięgnęła swoimi wodami. Aż wydaje się to nieprawdopodobne. A straty były z tego powodu na pewno niemałe. Zwłaszcza, jeśli zauważymy, że Lourdes jest miastem, gdzie znajduje się ponad 400 hoteli, gdyż głównie takie budynki mija się krocząc/jadąc po ulicach. 

I tak dobrnąłem do miejsca naszego zakwaterowania, jakim był Hotel Esplande Eden. Na nim również wody rzeki Gave zaznaczyły swoją obecność. A właściwie poziom, do którego sięgnęły. 

I tu właściwie mógłbym przerwać swoją relację. Głównie dlatego, że chociażbym jeszcze pisał i pisał, to i tak nie zdołam streścić wszystkiego, co chciałbym wyrazić. 

Jednak wydaje mi się, że mógłbym powtórzyć za SJ Dariuszem Piórkowskim Jego słowa:
"W Lourdes (...) poczułem, że zwolniłem. Wszedłem na chwilę w inny świat, w którym życie jakoś się upraszcza. Nie trzeba nigdzie gnać. Powraca się do prostoty, do rzeczy fundamentalnych. Odkrywa się, że Boga potrzebuje się tak jak powietrza. (...)         
W Lourdes człowiek przekonuje się, że tak naprawdę to nic nie ma, a wszystko jest mu podarowane. To jest klucz do tego niesamowitego miejsca."

Bo to naprawdę jest niesamowite Miejsce.

Dlatego jeszcze raz dziękuję Wszystkim, dzięki którym się Tam znalazłem

1 komentarz:

  1. "człowiek przekonuje się, że tak naprawdę to nic nie ma"....piękne podsumowanie, jakby na przekór doznaniom, wrażeniom, doświadczaniu...
    Co ma człowiek? Wszystko mu podarowano, a potem odchodzi nie zabierając nic...
    Dlaczego o tym zapominamy w tym codziennym zabieganiu?
    Może właśnie każdy z nas powinien Tam być, pojechać, aby zwolnić?

    Pięknie napisane...Dziękuję! :)

    s.

    OdpowiedzUsuń