Od pewnego czasu woziłem się z myślą zakupu czytnika. Ale muszę przyznać, że zawsze miałem co do tego duże opory. Przede wszystkim - uważam się za człowieka "dwudziestowiecznego" - czyli formułując to bardziej dosadnie - podchodzącego do wszelkich nowinek jak do jeża - czyli z wielką ostrożnością, a wręcz można powiedzieć - nieufnością.
Dlatego nawet nie ukrywam - nie lubię wszelkich przesiadek na nowe systemy komputerowe (tym bardziej, że najczęściej wiąże się to też z większymi wymaganiami sprzętowymi, co też nie pozostaje bez wpływu na ludzką kieszeń. A byłaby możliwość wydania tej kwoty na "kilka" e-książek. Czyż nie? ;)
Ale wracając do tematu. Nadal uważam, że papierowy "czytnik" jest znacznie lepszy i fajniejszy od "plastikowego". Nie wspominam już o zapachu farby drukarskiej (takiej zdolności e-booki jeszcze nie posiadają ;), czy o odręcznym "przerzucaniu" kartek. Tego nie da się zastąpić.
Wprawdzie już w jednej z poprzednich notek wspominałem, że kołacze się w mojej głowie myśl o przyszłościowym nabyciu plastikowej biblioteki, bo przecież trudno tu mówić o pojedynczej książce, ale chyba stało się to szybciej niż sam się tego mogłem spodziewać. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Może to i lepiej?
No i się zaczęło. Krok po kroku przyswajanie sobie nowej technologii. Szczęśliwie w necie jest sporo ciekawych blogów nt. czytników, ale jednak nic nie zastąpi drugiej osoby, która bezpośrednio, w sposób "łopatologiczny" potrafi włożyć do głowy wszelkie tajemnicze kwestie. Począwszy od uruchomienia, przejścia przez kolejne fazy i nauce o przeróżnych, jawnych i ukrytych, opcjach, jakie posiada w sobie to urządzenie. Dla dwudziestowiecznego jaskiniowca, to są naprawdę sekretne informacje i pewnie jeszcze niejednokrotnie, po raz kolejny, będę musiał ich zasięgać. Znając swoje możliwości przyswajania sobie nowych wiadomości, nawet nie wątpię, że właśnie tak będzie. Niewątpliwie. Ale zobaczymy. Bo jednak z dnia na dzień widzę, że to nie gryzie. Może więc nie jest takie "złe" jak mi się na początku wydawało?
Gdybym jednak stwierdził, że już na poruszany w niniejszej notce temat wiem...no, powiedzmy 10-25% tego, co wiedzieć powinienem, to chyba usiłowałbym okłamać nawet samego siebie. Ale może z czasem dojdę do okolic pięćdziesięcioprocentowych? Bo o wyższych, to na razie nie myślę. Może z czasem? Ale chyba niezbyt szybko. Chociaż jak wszyscy wiemy, duża prędkość jest wskazana właściwie tylko przy łapaniu pcheł. A ja... powolutku, z tempem wskazanym dla ubiegłowiecznego jaskiniowca, będę pochłaniał skomplikowane meandry tego urządzenia. Chociaż - jak na razie - i tak w wielu biegach czuję, a właściwie wiem, że będą przegrywać z kartkowaną literaturą. Dlaczego? O tym już pisałem powyżej.
W każdym razie w tym miejscu nadeszła już najwyższa pora na podziękowanie Robertowi za to, że holował mnie "za rączkę" od chwili wyboru odpowiedniego modelu, przez uruchamianie, przystępne wyjaśnienia, polecane strony z netu i "najcierpliwszą cierpliwość". Dziękuję.
Wprawdzie już w jednej z poprzednich notek wspominałem, że kołacze się w mojej głowie myśl o przyszłościowym nabyciu plastikowej biblioteki, bo przecież trudno tu mówić o pojedynczej książce, ale chyba stało się to szybciej niż sam się tego mogłem spodziewać. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Może to i lepiej?
No i się zaczęło. Krok po kroku przyswajanie sobie nowej technologii. Szczęśliwie w necie jest sporo ciekawych blogów nt. czytników, ale jednak nic nie zastąpi drugiej osoby, która bezpośrednio, w sposób "łopatologiczny" potrafi włożyć do głowy wszelkie tajemnicze kwestie. Począwszy od uruchomienia, przejścia przez kolejne fazy i nauce o przeróżnych, jawnych i ukrytych, opcjach, jakie posiada w sobie to urządzenie. Dla dwudziestowiecznego jaskiniowca, to są naprawdę sekretne informacje i pewnie jeszcze niejednokrotnie, po raz kolejny, będę musiał ich zasięgać. Znając swoje możliwości przyswajania sobie nowych wiadomości, nawet nie wątpię, że właśnie tak będzie. Niewątpliwie. Ale zobaczymy. Bo jednak z dnia na dzień widzę, że to nie gryzie. Może więc nie jest takie "złe" jak mi się na początku wydawało?
Gdybym jednak stwierdził, że już na poruszany w niniejszej notce temat wiem...no, powiedzmy 10-25% tego, co wiedzieć powinienem, to chyba usiłowałbym okłamać nawet samego siebie. Ale może z czasem dojdę do okolic pięćdziesięcioprocentowych? Bo o wyższych, to na razie nie myślę. Może z czasem? Ale chyba niezbyt szybko. Chociaż jak wszyscy wiemy, duża prędkość jest wskazana właściwie tylko przy łapaniu pcheł. A ja... powolutku, z tempem wskazanym dla ubiegłowiecznego jaskiniowca, będę pochłaniał skomplikowane meandry tego urządzenia. Chociaż - jak na razie - i tak w wielu biegach czuję, a właściwie wiem, że będą przegrywać z kartkowaną literaturą. Dlaczego? O tym już pisałem powyżej.
W każdym razie w tym miejscu nadeszła już najwyższa pora na podziękowanie Robertowi za to, że holował mnie "za rączkę" od chwili wyboru odpowiedniego modelu, przez uruchamianie, przystępne wyjaśnienia, polecane strony z netu i "najcierpliwszą cierpliwość". Dziękuję.
Jako tło wykorzystałem jedną z kartek stworzonych przez Danę (My-ki)
no to teraz dołączyłeś do tych co czytają na kalkulatorze :) To ma na pewno i wady i zalety. Jak gdzieś wyjedziesz sam zobaczysz jaka to frajda...
OdpowiedzUsuńWłaśnie na to liczę. ;) Bo ostatnio różnych "wyjazdów" mi nie brakowało. A i przede mną jest parę... Zwłaszcza jeden - jak wiesz - jest niesamowity. Ale o tym parę słów skrobnę po powrocie...
UsuńTo koniec z odkurzaniem zbiorów w domu ? :-)
OdpowiedzUsuńSuper....teraz będziesz zabierał całe, opasłe tomy ze sobą, wszędzie...bez dokonywania wyboru.
Do czego ten postęp zmierza? :-)))
s.
nie no, półki i ukochane tomiszcza trzeba zatrzymać, ale nowości (tyle ich jest) może warto rzeczywiście gromadzić sobie wirtualnie :)
UsuńW sumie co za różnica skąd czytasz ... byleby to były wartościowe treści :-)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
kz