sobota, 23 sierpnia 2014

Życie wspominkowe czyli współwydawanie przed laty gazetki "Carpe Diem"


Zgodnie z zapowiedzią dzisiejsza notka będzie poświęcona niegdyś wydawanej gazetce "Carpe Diem", jaką tworzyliśmy z Robertem (przynadziei) na przełomie lat 1991-1992. 
Najpierw wypadałoby wspomnieć o genezie jej nazwy. Nie chodziło tu o to, żeby - jak odczytuje się słowa Horacego - czerpać garściami dzisiejsze dobra nie myśląc o tym co będzie jutro, ale - to co zostało dobitnie wyjaśnione już we "Wstępniaku" pierwszego numeru, że "każdy dzień jest niepowtarzalny, żadnego nie wolno zmarnować. Żeby (tak jak to miało miejsce u św. Franciszka) - każdego dnia "cieszyć się nawet z najprostszych rzeczy - słońca, zieleni, ze zmęczenia, a nawet z własnych niepowodzeń, które są zawsze źródłem nauki".
Data - widniejąca pod "Wstępniakiem" - 28.08.1991 r. wskazuje, że nasze wspomnienia pielgrzymkowe w tym momencie były jeszcze świeżutkie, dlatego nawet szczegóły, które do dnia dzisiejszego uległy pewnemu zatarciu, przepełniały wówczas naszą pamięć.
Jako ciekawostkę mogę dodać, że już w pierwszym numerze zadziałał chochlik, który poprzestawiał strony, a konkretnie pierwszą i ostatnią. Ale to chyba była jedyna taka wpadka.

W tym momencie powinienem przejść do obiecanego w poprzedniej notce "harmonogramu dnia pątnika" jaki został zamieszczony w pierwszym numerze pt. "Widziane z wózka", ale jak wspomniałem wcześniej, ten tytuł jest mylący. Nie mój wkład w treść był decydujący, chociaż nie powiem też skromnie, że był on żaden.
Zatem:

WIDZIANE Z WÓZKA.

4.30  - powinniśmy wstać.
5.15  - wstajemy /pełni życia i radości/; inni, gotowi do wyjścia jedzą śniadanie.
5.30  - błyskawiczna akcja: wrzucaj namiot do wora, rzeczy do plecaka, co zostanie 
            - na siebie i goń grupę.
6.00  - dołączamy do grupy.
6.30  - półgodzinne Godzinki.
7.00  - idziemy asfaltem, grupa daleko z tyłu.
7.30  - ograniczenie szybkości do 40 km/godz; grupa dogania nas. Lewa wolna!
8.00  - nadal głodni i spragnieni bierzemy udział we Mszy św.
9.10  - dogryzając resztki śniadania gonimy grupę.
9.50  - niesamowite tempo /bo z górki/.
10.00 - grupa dogania nas /teraz pod górkę/.
10.15 - konferencja - konferuje kapłan lub siostra. Nikt nie ucieka, wielu przysypia 
            /idąc/.
11.00 - najazd na Soplicowo czyli wchodzimy do wsi.
11.30 - o dziwo coś pozostaje dla następnych grup. Wyznaczeni ochotnicy biorą                  znak grupy i tuby. Biało-czerwona II rusza w nieznane.
12.00 - kak priekrasna skolka radosti, kagda ruskie idut wmiestie.
12.15 - nad grupą powiewa flaga Republiki Rosyjskiej i niesamowicie pasująca do                naszej pielgrzymki flaga Polskiej Marynarki Wojennej.
12.30 - przechodzimy przez wieś, gdzie witają nas z obiadem; niestety to nie dla nas          - kapłan każe iść dalej.
12.45 - Halo! Kochani! Wytrzymajcie! To jeszcze tylko 5 minut! Już widać wioskę.
13.30 - doszliśmy do wioski; obiad - do wyboru: grochówka z lewej strony drogi lub              grochówka z prawej strony drogi. Następny odpoczynek w lesie,                              zaopatrujemy się więc w napoje.
14.00 - mijają nas inne grupy - bycząc się na trawce machamy im ręcami i nogoma.
14.30 - my mijamy ich, oni machają nam.
15.00 - wchodzimy w piach, zaklinowałem się i dalej pewnie nie pojadę.
15.15 - przy pomocy czterech chłopa, posuwam się dalej.
15.35 - straszny upał - wypite są już wszystkie napoje.
16.00 - odpoczywamy w lesie z nogami w górze i piachem w zębach.
16.15 - słychać: "Zakładamy buty, potem skarpetki", "Biało-czerwona Bis - rusza!"
16.45 - Biało-czerwona Bis - rusza.
17.30 - rozmówki polsko-rosyjskie czyli różaniec.
18.00 - podnosimy prawą rękę do góry pokazując, że żyjemy.
18.10 - a teraz dla odmiany prawą rękę /jak widać, żyją jeszcze trzy osoby/.
19.00 - dochodzimy na nocleg; oczywiście nasze pole "namiotowe" było jednym z                ostatnich.
           Dziś mieliśmy do przejścia 28 km, ale przekicaliśmy - 37.
19.30 - stajemy w kolejce za niezbędną potrzebą.
20.00 - uff! Co za ulga! Możemy zająć się innymi potrzebami /kolacja/. Część                      zdecydowała się na chleb z pasztetem, inni na pasztet z chlebem.
20.30 - większością głosów zdecydowaliśmy o siódmym z kolei Międzynarodowym                 Dniu Dziecka - nie myjemy się.
21.00 - Apel Jasnogórski
22.00 - idziemy z bąbelkami do punktu medycznego. Niestety, trzeba wrócić, umyć               jedną nogę.
23.00 - do punktu medycznego dotarli bracia z Moskwy przebijać mazury /to po                     ichniemu/.
23.30 - po masażu czujemy się jak nowo narodzeni - powrotne 2 kilometry idziemy w             podskokach /na rozciętych bąblach/.
24.00 - po zjedzeniu śniadania na dzień następny, wykorzystując pusty jeszcze                     namiot - idziemy spać.
 2.00 - pozostali mieszkańcy namiotu kładą się spać.
 2.30 - śmierdzi tak, że musimy spać przy otwartym namiocie.
 3.00 - brrrr! O nie! Lepszy smrodek niż chłodek.

XI WAPD przeszła już do historii.
Wbrew temu co napisano powyżej, było to przeżycie wspaniałe i nie do opisania, zwłaszcza w połączeniu z VI Światowym Dniem Młodzieży.


*****

W moim archiwum zachowało się pięć kolejnych numerów "Carpe Diem" i jeden "Numer Specjalny" wydany z okazji okrągłych urodzin jednej z naszych Koleżanek, który został sporządzony w formacie jednej z codziennych gazet. Do niektórych numerów były też dołączane "wkładki kulturalne" (to moja nazwa, wymyślona ad hoc wyłącznie na potrzeby tej notki), ale były to wyłączne dzieła Roberta, których treść zawsze była dla mnie zagadką. Niewątpliwie były one ciekawym dodatkiem, zwłaszcza, że zawsze staraliśmy się pisać na różne tematy z przymrużeniem oka. Chyba, że sytuacja wymagała powagi...
Można by tu jeszcze wspomnieć o cenie tych "gazetek". Np. pierwszy numer w miejscu ceny zawierał informację: "nr bezcenny"; drugi: "co łaska", na jednym z kolejnych: "Dwa razy więcej niż dałeś /-aś/ poprzednio /co i tak wychodzi na zero/", a ostatni jaki posiadam: "Bankruci proszą o wsparcie". 
W każdym razie na pewno nie chodziło tu o zarobek, ale o to, że się przy tym fajnie bawiliśmy. W końcu podobno nawet duży człowiek do końca życia nie rezygnuje z dziecięcych nawyków ;)


4 komentarze:

  1. Znakomicie opisane...Cudnie! Uśmiałam się - znakomite połączenie humoru z powagą celu...
    Pozdrowienia dla Redakcji :-)

    s.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za pozdrowienia dziękuję w imieniu Redakcji.
      Obiecuję przekazać je caaałemu jej składowi.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. ech te wspomnienia :) cudne te teksty... A jakie mieliśmy poczucie humoru - jak brzytwa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tia... I nawet trochę z tego poczucia zostało do dzisiaj.
      Ale jednak z czasem spojrzenie na świat się trochę zmienia. Ale to chyba - przynajmniej w większości przypadków ;) - jednak jest regułą... chociaż nie zawsze.
      Pzdr.

      Usuń